– W jaki sposób pojawiają się zwykle koncepcje Twoich
prac? Jak wpadasz na konkretny pomysł?
– Ja nie wpadam. Samo wpada.
– Za każdym razem?
– Ja nie czuję się autorem swoich prac. Jestem tylko narzędziem
w ręku Boga. To tak jak ślusarz i obcążki. Czy obcążki wiedzą
do czego służą?
– A skąd wzięła się idea „klamek”? („Klamki” – praca bez tytułu,
zrealizowana w CSW Zamek Ujazdowski, 1999)
– To „klamki” naprowadziły mnie na „żyłki” [praca
zatytułowana Poezja konkretna, pokazana w Galerii
„Foksal” w Warszawie w 2002 roku – przyp. EŁ], ale uświadomiłem
sobie to dopiero później, po zrobieniu „żyłek”. W „klamkach”
były narysowane kontury drzwi, ale gdyby były tam prawdziwe
drzwi, otwierające się na ścianę, to byłoby lepiej. W „klamkach”
drzwi urywały się w połowie na suficie i można było sobie
wyobrazić,że otwierają się już nie na ścianę, tylko nie wiadomo
na co. Te drzwi prowadziły donikąd. Żyłki prowadziły w
nieskończoność, ale kończyły się. Przecinały się w jednym
punkcie przestrzeni.
– Czy to ten punkt, w którym mogły znajdować się oczy
człowieka stojącego we wnętrzu galerii?
– Tak, o to chodziło.
– A więc „między”, „klamki” i „żyłki” to prace na jednej linii
myślowej? Kolejny etap tego samego?
– „Między”, „klamki” i żyłki” to prawie to samo. Ale
nie kolejny etap tego samego, tylko to samo kolejnego etapu. Jak
po spirali. Teraz na przykład powracam do mojej inspiracji z
młodości, do Cortazara, ale inaczej. Myślę nad tym, żeby
stworzyć alfabet czterokierunkowy i zrobić nim Grę w klasy. W
tej książce strony byłyby jak godziny na zegarze. Jak dojdzie do
punktu wyjścia, to dalej rozwija się w głąb, pod spód. Początek
zostaje na wierzchu.
– Ja nie wyobrażam sobie alfabetu czterokierunkowego.